niedziela, 25 sierpnia 2013

Na kocyku

                          Mam ogród. A w nim stół , dwie duże ławki, huśtawkę ustawioną w cieniu, który daje wytchnienie w upalne dni, hamak, leżak (wygodny, a jakże ) a na ganku stolik i dwa krzesełka do picia porannej kawy. A gdzie najbardziej lubię siedzieć?  Na schodach przed domem i na kocu rozłożonym na trawie. Jestem wtedy blisko ziemi, czuję jak pulsuje i oddycha. Mogę nie tylko patrzeć na trawę ale też czuć jej zapach. Mogę wziąć na palec biedronkę i policzyć na niej kropki.
Mogę poczuć się jak wtedy gdy miałam kilka lat, mieszkałam w bloku a znalezienie kawałka trawy i ułożenie się na niej na kocu, słuchanie świerszczy i żucie źdźbła trawy było luksusem.
Mam teraz wszystkiego w nadmiarze. Trawy tyle, że kosić się nie chce, kocy bez liku:)) a krzeseł , ławek i ławeczek zdecydowanie za dużo. A przecież do tego żeby naprawdę wypocząć nie jest potrzebny pięciopozycyjny leżak z drzewa eukaliptusowego tylko święty spokój i umiejętność zatrzymania się w danej chwili. I myślę, że tak jest ze wszystkim bo czy pysznego obiadu nie można zrobić w zużytych garnkach, które wiedzą co lubimy bo służyły nam przez lata. Nie żebym zachłysnęła się sztuką minimalizmu ale myślę, że mamy za dużo rzeczy, które tylko pozornie są nam potrzebne do szczęścia.










3 komentarze:

  1. Święte słowa, Dagmaro. Podpisuję się pod tym co napisałaś obiema rękami! Też tak mam. :)
    dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że tak jak większość z nas:))
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. dokładnie tak!!! wystarczy dobry humor i super towarzystwo. a czasami to nawet towarzystwa nie potrzeba:))))

    OdpowiedzUsuń