Czasami, niestety, miewam gorsze dni. Właściwie nie wiem czemu są one gorsze od innych. Dzień zaczyna się jak zwykle, wszystko toczy się własnym rytmem. Dzieciaki wstają, zjadają śniadanie, wychodzą do szkoły, mój M zasiada do pracy przy komputerze. I wszystko przecież jest w najlepszym porządku. Wiem, że jest dobrze, tak po prostu dobrze. Śnieg pięknie sypie za oknem, w domu jest cicho, ciepło i spokojnie. Tylko czemu kawa nie smakuje mi tak, jak każdego ranka. Duży kubek kawy z cukrem i mlekiem, o którym często myślę z uśmiechem na ustach, kładąc się wieczorem i obmyślając następny dzień. To taki mój codzienny, dobry początek. Czasem jednak nie smakuje, nie cieszy, a przecież jest taka jak zawsze, mocna, gorąca, słodka i pachnąca, w dużym, ukochanym kubku. Cały świat i moja kawa są takie same jak były, tylko ja smakuję je często inaczej. Staram się z tym nie walczyć i dać sobie prawo do gorszych dni. Tylko czasem się boję, żeby nie było ich więcej. Wtedy zaczynam marzyć, snuć plany, , myślę o moich chłopaczkach (to zawsze wywołuje uśmiech na mojej twarzy)i uciekam w moje pasje tworzenia różności. Wieczorem piję piwo z sokiem malinowym (lepiej brzmiałoby : lampkę wina, ale niestety nie lubię) i kładę się do łóżka z dobrą książką i moim M :)). Przed samym zaśnięciem, gdy zaczynam obmyślać, na którą chłopaki mają do szkoły i czemu tak wcześnie i czemu tak jeszcze rano ciemno i co na obiad...Przestaję i jak Scarlet mówię sobie, że pomyślę o tym jutro rano po napiciu się kawy. Uśmiech powraca, zamykam oczy i zasypiam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz